pół godziny. bomba
prace skończone, moje osiem stron, twoje
sprawozdanie. już można by zagrzać poduszki,
wygonić dziennych zmienników, którzy znaczą teren
pluszem. ale siedzimy. rozmowy rozkręcają krzesła
na części pierwotne, w częściach pierwotnych palce
wyłamują minuty. jeszcze pół godziny
i północ zmyje pozory. ja przed tobą, oczy zapatrzone
w podbródek. drży bardziej od dłoni, które gładzą
sprane już prześcieradło. białe z zagięciami wymarzonymi
wprost na kryjówkę dla opadających powiek. i ty,
wszystkie pragnienia przykucnięte przede mną.
sprawozdanie. już można by zagrzać poduszki,
wygonić dziennych zmienników, którzy znaczą teren
pluszem. ale siedzimy. rozmowy rozkręcają krzesła
na części pierwotne, w częściach pierwotnych palce
wyłamują minuty. jeszcze pół godziny
i północ zmyje pozory. ja przed tobą, oczy zapatrzone
w podbródek. drży bardziej od dłoni, które gładzą
sprane już prześcieradło. białe z zagięciami wymarzonymi
wprost na kryjówkę dla opadających powiek. i ty,
wszystkie pragnienia przykucnięte przede mną.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz